Kliknij tutaj --> 🏒 garnki magdy gessler opinie

Jakie ma opinie, menu i ceny po wizycie Magdy Gessler? - 5.09.2019. mz. 5 września 2019, 21:53 1. Podczas Kuchennych rewolucji w The Best Barze emocje sięgały zenitu. Czy rewolucja się udała? Dla wielu restauratorów wizyta Magdy Gessler jest prawdziwym wybawieniem. Odświeżone wnętrza, odmienione menu, rekomendacja znanej restauratorki oraz popularność, jaką przynosi występ w Jesteście ciekawi, jakie dania pojawiły się w menu Zajazdu Zielone Rykowisko po Kuchennych rewolucjach Magdy Gessler? Zobaczcie poniżej wybrane pozycje z menu wraz z cenami: Zupa gajowego z Komplet Chef by Mateusz Gessler zawiera garnki o pojemnościach 1,8 l (rondel); 2,5 l; 3l; 6 l. Wykonane ze stali nierdzewnej są trwałe i odporne na uszkodzenia. Pokrywy z silikonowym rantem i sitami ułatwiają odcedzanie dowolnych składników z wody. Dane techniczne: Wysokość: 13 cm, 14,5 cm, 16,5 cm, 13,5 cm W dzisiejszym odcinku sprawdzimy restaurację Magdy Gessler - Polka, która mieści się w Łodzi. Czy jest smacznie? Co znajdziemy w menu? Ile trzeba zapłacić? W Ou Faire Des Rencontres À Lyon. Z Magdą Gessler rozmawia Agnieszka Małkiewicz, twórczyni platformy dla najlepszych polskich restauratorów Made For Restaurant. Od dzieciństwa dobrze czułam się w restauracjach, do których często chodziliśmy z rodzicami. Oni byli bardzo otwarci na wszelkiego rodzaju doznania – kulinarne, kulturalne, społeczne. Moja mama była mistrzynią kuchni w każdym kierunku świata. Jej wiedza wzięła się z pełnego różnych kultur domu rodzinnego. Natomiast w naszym uwielbiała wydawać przyjęcia i gościć innych, co było dla mojego ojca wielką pomocą przy jego zawodzie korespondenta. Moi rodzice prowadzili bardzo ożywione życie kulturalno-polityczne. To podejście zaszczepili również we mnie i w moim bracie – Piotrze Ikonowiczu. Kolacja w naszym domu była kulminacją kontaktów polityczno-społecznych. Poza tym, dużo podróżowaliśmy. A w tamtych czasach to był pewnego rodzaju przywilej. Po wieloletnim pobycie w Ameryce Południowej, na Bałkanach i 20-letnim życiu w Hiszpanii zaraziłam się miłością do najwyższej jakości kulinariów. Po powrocie do Warszawy czułam, że są tylko trzy restauracje, w których mogę cokolwiek zjeść i nie chodziło tu o wywyższanie się, ale naturalną potrzebę karmienia mnie nie tylko fizycznie, ale też metafizycznie. Miejsca, gdzie będę mogła zaprosić moich gości z zagranicy i pochwalić się przed nimi kulturą kuchni polskiej. Zaczęłam się dusić i stwierdziłam, że muszę stworzyć swoje miejsce, ambasadę polskości, polskiego smaku, kultury i radości stołu. Zaczęłam od Pałacu Zamojskich w Ogrodzie Saskim, w którym bracia Gessler prowadzili lodziarnię. Przekształciłam lodziarnię w restaurację W Ogrodzie, w której gościłam Pendereckiego po premierze „Czarnej maski”. Tak, to było po moim powrocie z Hiszpanii, gdzie zaprzyjaźniłam się z Ferranem Adrią czy Juanem Marią Arzakiem. Mogłam pokazać w czym się zakochałam... Zatrzymajmy się tu na chwilę. Czym zajmowałaś się w Hiszpanii? W Hiszpanii zawsze chwaliłam się polską kuchnią. Byłam dumną Polką. Uwodziłam wszystkich naszymi smakami. Razem z Ferranem Adrią uczyliśmy w jednej z najlepszych szkół kulinarnych w Hiszpanii – Alambique, która odegrała kluczową rolę w ewolucji gotowania w Hiszpanii. Wykładali tam też inni moi ówcześni przyjaciele – Michael Gerrard, Pedro Subijana i wspomniany Juan Maria Arzak. W Alambique odpowiadałam za kuchnię polską i środkowoeuropejską, a także za wszystkie mączne potrawy i ciasta z Europy wschodniej i środkowej – pasztety, pierożki, ciasta drożdżowe, kruche, kulebiaki, knedle, strudle itd. Stąd później moja cukiernia Słodko Słony. Oprócz tego uczyłam elementów kuchni rosyjskiej, austriackiej, czeskiej, niemieckiej i węgierskiej. W tamtym momencie zaczynała się tworzyć w Hiszpanii nowa kuchnia – nouvelle cuisine. To był niezwykłe czasy. Czyli już wtedy uczyłaś Hiszpanów gotować? Tak i na moje zajęcia zapisało się najwięcej uczniów. Jeśli chodzi o zapisy, byłam na drugim miejscu, za Ferranem, który jest przecież jednym z najbardziej znanych szefów kuchni świata. Słynny założyciel Ellbulli. Kuchnia hiszpańska i restauracje tego regionu są znane z największej liczby gwiazdek Michelin. Hiszpanie kochają jedzenie. Jeśli ktoś jest zdolny i ma pomysł na biznes gastronomiczny, to może otworzyć nawet zwykły kiosk, w którym będzie podawał czekoladę i churros. Tam to wystarczy, żeby osiągnąć biznesowy sukces. Kultowe El Bulli powstało w latach 60. jako przydrożny bar, a dopiero manager Juli Soler zaprosił do współpracy Ferrana Adrię oraz jego brata Alberta i wspólnie przekształcili to miejsce w najbardziej znaną restaurację świata z trzema gwiazdkami Michelin. Skoro Hiszpanie to tacy mistrzowie restauratorstwa, to jak ich skusić do inwestowania w Polsce? To może być trudne. Pierwsza przeszkoda to brak odpowiednich produktów w Polsce. W latach 90. w baskijskiej Elkano – wspaniałej restauracji z gwiazdką Michelina – zamówiłam rybę po baskijsku zwaną besugo [morlesz bogar – przyp. red.], ale właściciel powiedział, że nie może mi jej podać, bo ryba nie jest z tego regionu, tylko z Morza Śródziemnego. To pokazuje, dlaczego Hiszpanie nie mogliby odtworzyć w Polsce takich samych restauracji jak w Hiszpanii. A jeśli już, to koszty byłyby ogromne. Dla Hiszpanów liczy się produkt najwyższej klasy: mięso czerwone np. jagnięcina, ryby i owoce prosto z morza. Produkty są na tyle dobre, że wszyscy tam są bardzo oszczędni w ich przyprawianiu. Dla nich istotny jest też ogień, na którym przygotowują dania. Nawet w miastach, takich jak San Sebastian, mają grille na węgiel drzewny albo na drewno, na których pieką turboty w całości, okonie morskie, sole lub inne ryby. Żar jest najważniejszym źródłem smaku, tak jak w Gruzji. Hiszpańska kuchnia jest tradycyjna. Jednak Paco Pérez otworzył swoją Arco w Gdańsku. Paco Perez to pięciogwiazdkowy szef kuchni. Byłam u niego wielokrotnie i zawsze jestem pod ogromnym wrażeniem miejsca. Które restauracje w Polsce są dopieszczone? Które lubisz? W Warszawie lubię Dyspensę, bo tam jest kapitalna atmosfera i jedzenie. Niestety właściciel Tomek niedawno zmarł i nie mam pojęcia, co się będzie działo w tym miejscu, któremu on świecił najmocniej! Jestem z tym miejscem związana i bardzo trzymam kciuki za ich przyszłość. W Warszawie to też na pewno Der Elephant na Placu Bankowym i restauracja EPOKA w budynku hotelu Europejskiego. W Krakowie restauracja Fiorentina przy hotelu Baltazar oraz restauracja Bottigliera 1181, gdzie cudowny Przemek Klima tworzy cuda, za które otrzymał gwiazdkę Michelin. W Gdyni restauracja Biały Królik, w Sopocie Bistro Le Paris i Flaming przy plaży, a w Gdańsku wspomniany Arco by Paco Perez. Restauracja Carska w Białowieży, Regiment w Białymstoku, Pałac Tarnowski, Tawerna Kapitańska w Oławie… Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać. A czy Twoim zdaniem otwieranie w Polsce restauracji ma dziś sens? Oczywiście, że tak. Mamy inflację, za wschodnią granicą wojna, nie ma ludzi do pracy, więc skąd ten optymizm u Ciebie? Optymizm to moje paliwo (śmiech). „Kuchenne rewolucje” sprawiły, że w rewitalizowanych restauracjach, nawet w najmniejszych miejscowościach ludzie zaczęli bywać i rozumieć na czym polega ta przyjemność, a restauratorzy odzyskują wiarę, że warto wykonywać ten zawód. Wielu mówi, że to cud. W takim razie porozmawiajmy o biznesie i „Kuchennych rewolucjach”. Ilu restauracjom pomogłaś? W czasie 12 lat odnowiłam i wskrzesiłam ponad 340 restauracji. Przejechałam całą Polskę wielokrotnie. Znam jej zakamarki, tajemnice i klejnoty. Staram się to wszystko pokazywać, zwracać uwagę na nasze regionalne rarytasy. Przypominać historię danego miejsca. Z czego słynęło, czym karmi owa ziemia. To ważne, bo okazuje się, że restauratorzy najczęściej nie korzystają z dobrodziejstw okolic, tylko silą się na kuchnie innych krajów, których nie znają. Odtwarzają je więc z Internetu, bo nawet nie byli „w miejscu, którym chcą karmić” i nie smakowali tamtejszych dań w naturze. To zmora! Staram się tego oduczyć i szukam talentów kulinarnych. Gwarantuję – mamy ich tysiące. Pochowane w małych miejscowościach, nie wierzących w siebie i w swoje umiejętności. Są to szczególnie kobiety, które są fenomenalne. Ja staram się dodać im wiary w siebie. Czasami jako pierwsza osoba w życiu mówię im „jesteś cudem, masz smak, gotuj!”. Ile z Twoich zrewolucjonizowanych restauracji przetrwało? 70 proc. To wynik, który napawa mnie dumą. A która restauracja jest Twoim osobistym sukcesem? Takich miejsc jest kilka. Moim topowym osiągnięciem jest Malinówka w Wiśle. Ich łowiony prosto z potoku pstrąg to rozkosz! Właścicielka Basia to wspaniała, gościnna i pełna pasji osoba. Jestem z nich dumna. Gaumarjos w Piasecznie i Warszawie to królestwo Liany i jej męża Davida, z którymi jesteśmy bardzo zaprzyjaźnieni, właśnie od czasów „Kuchennych rewolucji”. Aby posmakować Gruzji trzeba po prostu ich odwiedzić. Sardynka w Ustce to najlepsze skarby Bałtyku, złowione przez rybaków i podane na talerzu. Mówiąc o nich czuję zapach wędzonych ryb, który czuć na długo zanim wejdzie się do Syrenki. On do niej po prostu prowadzi. Jest też wiele innych, nie sposób wymienić wszystkich. Ale na pewno Twoja Kolejka w Sosnowcu, Pizzeria di Tadeo w Bielsku – Białej, gospoda Kaczki pod wodą w Goszczanowie, Zajazd do Gruzji 2700 km, Ghvino i Śpiew w Kudowie Zdroju, Queens Street Bar we Wrocławiu, bar Pan Wurst w Krzeszycach, Zielony Wietnam w Białymstoku, na pewno Schabowy Raz w Babim Dole czy Golonka w Pepitkę w Ostrowie Wielkopolskim. A te, które nie przetrwały? Dlaczego tak się stało? Powody są indywidualne dla każdego miejsca. W tej branży trzeba mieć pasję. Jeśli właścicielowi zależy na restauracji z prawdziwego zdarzenia, nie może jej prowadzić tylko wynajęty menedżer. Właściciel musi być zorientowany w temacie, pracowity i w pełni poświęcony lokalowi. To jest trochę jak w zakonie: potrzebna jest dyscyplina, brak nałogów i problemów rodzinnych. Trzeba mieć ustabilizowaną sytuację w lokalu również w kontekście ludzkim. Chodzi o uczciwość, zasady i dobór pracowników. Chodzi też o uczciwość wobec gości i pracowników. Ale powtarzam do bólu, według mnie, to najpierw musi być pasja, a potem interes. Restauracja nastawiona tylko na biznes – umiera. Korporacje uważają, że bary, restauracje można robić taśmowo, pod spisaną biblię, jak kalka. Tego typu miejsca nie mają ani duszy i tożsamości. Są po prostu opatentowanym produktem, w którym nie liczy się nic innego, niż tabelki i cyferki. Tworzysz koncepty. Ale czy uczysz ich właścicieli prowadzić biznes? Tak i to widać w moich programach. Pytam właśnie dlatego, że nie zawsze to widać. Może warto pokazać więcej twardego biznesu, nie tylko smak, wygląd, zabawę nazwami oraz emocje? Analizujemy cały biznes. To punkt wyjścia. Doradzam, podaje przykłady, rozwiązania. Restauratorzy najczęściej pytają mnie o marżę, o ceny, o to, jak zrobić kartę, żeby nie tracić szansy na zarobek. Ktoś, kto prowadzi restaurację, musi być obeznany z finansami. Powinien się nimi zajmować, niezależnie od posiadania najlepszej księgowej. Moich bohaterów staram się nauczyć: psychologii i relacji z ludźmi, ekonomii, wizjonerstwa i patrzenia w perspektywie tygodni, miesięcy czy lat. Restauratorzy z „Kuchennych rewolucji” najczęściej nigdy przed założeniem tego biznesu nie mieli do czynienia z gastronomią, dlatego nie potrafią ocenić zagrożeń i pułapek, które z niej wynikają. Myślą, że jak wzięli niebotyczny kredyt, zrobią menu ze wszystkimi kuchniami świata, to każdy znajdzie coś dla siebie. Problemy zaczynają się po kilku miesiącach, kiedy dociera do nich, że lokal umarł, nie stać ich na produkty, na utrzymanie ludzi, czynsz i jeśli nie przeprowadzą zmiany, to klienci się już nie pojawią. A trudno zrobić rebranding miejsca, skoro nie rozumie się jakie popełniło się błędy albo po prostu się ich nie widzi. Poza tym, najciężej chyba przyznać się do porażki. To boli najbardziej. Robisz biznes plany dla odświeżanych restauracji? Nie, bo nie taka jest idea naszej pomocy. Ale biorę odpowiedzialność za to, co tworzę. W razie potrzeby moje konsultacje są gratis. Z wieloma restauratorami jestem w kontakcie na długo po zakończeniu nagrań do „Kuchennych rewolucji”. Dla mnie nie ma znaczenia, że nagranie się już skończyło, ja cały czas żyję powodzeniem moich bohaterów, wielokrotnie moja pomoc dotyczyła nie tylko restauracji, ale spraw np. zdrowotnych czy osobistych. Uczestnicy znają mój numer. To jest coś, czego nie widać ani o tym nie mówimy. To są relacje, które pielęgnujemy w zaciszu. Latające garnki, krzyki, wytykanie błędów, łzy przedsiębiorców na ekranie, a potem kulminacja i wspólne gotowanie. Jeśli faktycznie dzieje się już to o czym mówisz – latające garnki, trudniejsza rozmowa, mówienie o błędach itd. to robię to po to, aby obudzić moich bohaterów z letargu, marazmu. Po to mnie zaprosili. Jadę po to, by pomóc budować im się od nowa. Wielokrotnie też chwalę, wspieram i doceniam. Dla mnie najważniejsze jest pomoc, uzdrawianie chorych restauracji. Czasami nie przebieram w słowach, ale to rewolucje nie tylko miejsca, ale też ludzi. To nie jest show. To jest życie i prawdziwe problemy, z którymi zmagają się ludzie. To jest dokument. Kredyty, problemy rodzinne, łzy, choroby. U podłoża problemu w wielu miejscach często znajduję kłopoty rodzinne, brak miłości, pozwy rozwodowe, rozczarowania, patologie społeczne itd. Staram się to zmienić, pomóc. Odblokować ciążące i nagromadzające się przez lata sprawy. I czasami to się tak pięknie udaje, że małżeństwa, pary na nowo odzyskują wiarę w miłość, a bohaterowie, którzy utracili pewność siebie, czy sens walki o marzenia odbudowują swój świat na zupełnie innych wartościach. Stabilniejszych i pozytywnych. Więc, wracając do pytania, nawet jeśli w ostateczności podniosę głos, to tylko w dobrej wierze. Czy tym, którzy planują otworzenie restauracji powiesz, że to najmniej pewna lokata kapitału, a nawet droga do jego utraty? Tak, gastronomia to najtrudniejszy biznes na świecie, bo renesansowy i wymaga wielu umiejętności. Prowadząc restaurację trzeba umieć słuchać, ale też i liczyć. Trzeba mieć smak, empatię, wrażliwość, lubić ludzi i być ciekawym świata. Do tego potrzebna jest wyobraźnia, kreatywność, umiejętność znalezienia odpowiednich produktów. Kreujemy atmosferę i energię poprzez zapachy, kolory i dźwięki. Tu liczy się wszystko, każdy detal. Kuchnia awangardowa, na jaką najczęściej porywają się polscy restauratorzy, jest najbardziej ryzykowna. To biznes dla tak szalonych osób, jak ja. Pociągnijmy wątek tajemnicy sukcesu restauracji... Gastronomia to zawód, który jest blisko ludzi. Restauracja przyciąga swoją energią albo odrzuca. Powinna prowokować i zachęcać, aby do niej wejść. To jest jak teatr. Jeśli tworzymy restauracje tylko jako biznes, to taka restauracja jest modna, żyje, ale nie ma szansy na przeżycie, bo nie sposób utrzymać czegoś, co jest sztuczne. Właśnie dlatego na całym świecie są restauracje, które szybko się kończą i takie, które przechodzą z pokolenia na pokolenie. Dzieje mojego Fukiera sięgają początków XVI wieku. Myślę, że to też wyznacznik sukcesu Fukiera – jego legenda. W Madrycie jest jego odpowiednik: Casa Botin, założony w 1725 roku. Dla mnie takie miejsca nie są turystyczne. To legendy. A zdradzisz, ile dziś można zarobić na restauracji miesięcznie? Załóżmy, że jest to lokal ze średniej półki cenowej, w mieście jak Bydgoszcz, ma 15 stołów. Nie można tego oszacować, dokładnie bo to zależy od wielu czynników: od lokalizacji, karty, od pracowników. Lepiej to wyrazić w procentach. W restauracji ze średniej półki, np. w Bydgoszczy można założyć, że zysk może wynieść około 30 proc. przychodów. Jeżeli ta restauracja jest także cukiernią, to nawet 50 proc. Gdzie restauratorzy mogą dziś się uczyć swojego fachu? W Polsce nie ma takiego miejsca, muszą jeździć po świecie. Pracować w różnych miejscach, na różnych stanowiskach. Na początek doradzam Anglię, bo tam biznes jest mądrze prowadzony, jest wielokulturowość i szacunek do biznesu. Jest też pewna bezwzględność i dyscyplina, uważnie liczy się pieniądze. Co nie znaczy, że one są najważniejsze. Myślę, że dobrze byłoby też uczyć się na południu Włoch np. robić pasty i trattorie, bo tam najprostsze restauracje wychodzą najlepiej. Uważam jednak, że dużo lepszy produkt jest w Hiszpanii i ta kultura jest połączeniem wszystkich światów, co daje szersze możliwości. Restaurator może poszaleć. Tobie również nie raz w biznesie powinęła się noga. Prawda jest taka, że ciężko docenić sukces, jeśli nigdy nie zaznało się porażki. Nie miałam jednak nigdy żadnej konkretnej plajty, ale popełniłam mnóstwo błędów w biznesie. Dzięki rodzinie, w której się wychowałam, byłam ufna, mój świat był pełen miłości i dobrych myśli. Niestety zdradziły i oszukały mnie osoby, którym najbardziej zaufałam, które się ode mnie uczyły. Czy hedonistyczna filozofia kuchni Magdy Gessler „dużo i na bogato” nie jest zagrożona przez nowy trend: minimalizm na talerzu oraz zrównoważenie i nowoczesne zarządzanie produktami? W najmodniejszych restauracjach świata nie ma żadnych śmieci, bo wszystko łącznie z obierkami jest zużywane. Ta moja hedonistyczna wizja, jak to nazwałaś, nie opiera się tylko na „dużo i bogato”, to smaki, zapach, kolory, wizja, pasja, szaleństwo… To przygoda. Zjedz u mnie w Fukierze „Zupę NIC” i powiedz, co czułaś jedząc ten deser. Właśnie w tym całym hedonizmie chodzi mi o to uczucie, którego nie doświadczysz nigdzie indziej. To bajka. I tu możemy wrócić do Twojego pierwszego pytania, dlaczego otworzyłam restaurację. Ja po prostu chcę, aby ludzie dzięki mojej kuchni odkrywali świat. Najnowocześniejsza i najbardziej uznana gastronomia duńska, którą wypromował Rene Redzepi w swojej Nomie to minimalizm. Zbudował ze swoim zespołem akademię MADFEED, gdzie uczy tego podejścia zapewniając dostęp do wiedzy kulinarnej światowych influencerów, producentów i szefów kuchni. Ludzie kochają ten trend. I mnie to również cieszy. Ludzie powinni mieć wybór i móc zdecydować. Im więcej dróg i możliwości tym lepiej. Obudźmy się, bo nic tak nie ucieka jak życie. A jaki wg Ciebie ma wpływ na gastronomię wojna na Ukrainie? Każdy kryzys przynosi zachwianie poczucia bezpieczeństwa, więc teraz trzeba o nie zadbać również przez to co, na talerzu. Za nami trudne lata, nie wiadomo co przyniesie przyszłość. Ludzie czują się dobrze, kiedy mają to, z czego wyrośli, to co przypomina im dom, smak dzieciństwa i to daje im poczucie bezpieczeństwa. Jeśli więc to, co i jak serwuje restauracja daje pozytywne skojarzenia, to ta chwila jest najcenniejsza. Taka powinna być rola restauracji. Poza tym, wspólna celebracja posiłków. Nic tak nie zbliża, nie koi nerwów, jak wspólne gotowanie i jedzenie. To jaka jest restauracja przyszłości? Taka, która smakuje i nie niszczy świata. Magda Gessler. Polska restauratorka, właścicielka legendarnej restauracji „U Fukiera” oraz cukierni „Słodki Słony” w Warszawie. Kreatorka kilkuset konceptów kulinarnych w całej Polsce. Absolwentka malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Madrycie. Osobowość telewizyjna. Od ponad 12 lat prowadzi „Kuchenne rewolucje”, czołowy program stacji TVN. Jurorka w programie „Masterchef (TVN). Podróżniczka oraz dokumentalistka, która wraz z TVN Style wyruszyła w podróż po Ameryce Południowej tworząc program „Pyszne Peru”, nagrodzony Srebrnym Globem podczas World Media Festival 2017 w Hamburgu oraz dokumenty - „Pikantny Meksyk” i „Tradycyjny Meksyk”. Prowadziła program kulinarny „Sexy Kuchnia” w TVN Style. Od wielu lat uczy Polaków tworzyć restauracje i do nich chodzić. W 2021 roku wyróżniona przez Académie Internationale de la Gastronomie, tytułem osoby promującej sztukę kulinarną w Polsce i w Europie w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Autorka wielu książek kulinarnych „Kocham gotować” czy „Smaczna Polska”. W 2021 roku wydała biografię „Magda”. Według rankingu Forbes jedna z najcenniejszych kobiecych marek osobistych w Polsce. Agnieszka Małkiewicz. Twórczyni platformy dla najlepszych polskich restauratorów Made For Restaurant. Agnieszka Małkiewicz Zawartość 3 garnki, 4 pokrywki szklane, patelnia, rondel W zestawie garnek 2,8 l, garnek 2 l, garnek 4,5 l, patelnia 24 cm, rondel 1,5 l Zobacz pełny opis produktu Data wydruku: {0} Zadzwoń i zamów855 855 855 8-elementowy komplet garnków Amante został wykonany z najwyższej jakości aluminium z wewnętrzną dwuwarstwową powłoką Teflon® Classic, która charakteryzuje się bardzo dobrą odpornością na temperaturę oraz zarysowania. Doskonała jakość materiałów jak i wykonania gwarantują zadowolenie użytkownika przez długie lata, a gotowanie w tych naczyniach staje się prawdziwą przyjemnością. Garnki z linii Amante to wysokiej jakości produkt marki MG home. Grube, aluminiowe dno, które zastosowano w naczyniach, powoduje równomierne rozprowadzenie ciepła i skrócenie czasu gotowania potraw. Dodatkowym atutem garnków linii Amante, są nowoczesne wykończenia silikonowe. Patelnia z linii Amante o średnicy 24cm, to wysokiej jakości produkt marki MG home. Grube, aluminiowe dno, które zastosowano w naczyniu, powoduje równomierne rozprowadzenie ciepła i skrócenie czasu gotowania potraw. Dodatkowym atutem patelni linii Amante, jest nowoczesna silikonowa rączka. Zestaw Amante składa się z: rondla z pokrywą 16cm, o pojemności 1,5l garnka z pokrywą 18cm, o pojemności 2l garnka z pokrywą 20cm, o pojemności 2,8l garnka z pokrywą 24cm, o pojemności 4,5l patelni 24cm Informacje podstawowe Zawartość 3 garnki, 4 pokrywki szklane, patelnia, rondel Pojemność garnek 2,8 l, garnek 2 l, garnek 4,5 l, rondel 1,5 l Średnica garnek 18 cm, garnek 20 cm, garnek 24 cm, patelnia 24 cm, rondel 16 cm Właściwości i funkcje Możliwość używania na kuchniach indukcyjnych tak Możliwość stosowania w piekarniku tak Możliwość mycia w zmywarce tak Parametry fizyczne Powłoka wewnętrzna nieprzywierająca Wykonanie korpusu aluminium Kolor czarny Wymiary opakowania 55,60 x 31,30 x 31,90 cm Waga z opakowaniem 7,90 kg Gwarancja Gwarancja 60 miesięcy Producent Nazwa producenta / importera MG home Sp. z Zgłoś błąd na tej stronie Znajdź podobne produkty Możliwość używania na kuchniach indukcyjnych: tak Pojemność: bardzo mała (do 2 l) Możliwość mycia w zmywarce: tak Powyższe informacje pochodzą ze strony W celu przeczytania opinii, pytań i odpowiedzi, promocji i innych informacji dotyczących MG Home Amante 8 elementów + patelnia 24 cm, wpisz 1054417 w wyszukiwarce Super promocjaDarmowa dostawaDarmowa dostawa 8 osób kupiło 8 produktów Dostępność:Duża ilośćCzas wysyłki:maksymalnie 1 dzieńKoszt dostawy:od 0,00 zł Kod producenta:7105020006Dostępna ilość:8 produktuRecenzje produktu (0)Historia zakupów (8)Zestaw 5 noży kuchennych ze stali nierdzewnej w bloku - MG Home Magda Gessler - linia noży z serii MG Home wykonanych z najwyższej jakości stali nierdzewnej. Wykorzystana stal składa się z najwyższej jakości stopu, co gwarantuje odporność na korozję i posiadają: ergonomiczną rękojeść co umożliwia bezpieczne użytkowanie,ostrza wykonane z najwyższej jakości stali nierdzewnej,ostrza zapewniają szybkie i precyzyjne krojenie, krojone produkty nie przyklejają się do ostrza,elegancki blok z drewna bukowego doskonale się prezentuje w każdej kuchniW skład zestawu wchodzi:nóż Szefanóż uniwersalny nóż do chleba nóż kuchenny nóż obierak drewniany blok służący do przechowywania nożyZastosowanie: Nóż Szefa (długość 33 cm) służy do krojenia większych partii mięsa, siekania warzyw i ziół. Nóż uniwersalny (długość 33 cm) służy do krojenia warzyw, owoców, mięsa oraz ryb. Ma zastosowanie wielofunkcyjne. Nóż do chleba (długość 32 cm) jest długi i zakończony ząbkowanym ostrzem, które delikatnie przepiłowuje chrupiąca skórkę pieczywa, nie zgniatając jej jednocześnie. Nóż kuchenny (długość 30 cm) służy do krojenia mniejszych partii mięsa, warzyw oraz ziół. Nóż obierak (długość 20 cm), krótki nożyk o zwężającym się ostrzu. Krótkie ostrze ułatwia szybkie i precyzyjne obieranie należy myć tylko ręcznie! Nikt jeszcze nie napisał recenzji do tego produktu. Bądź pierwszy i napisz recenzję. Klient: Da...5],data zakupu 26-04-2022 13:02Klient: Ra...2],data zakupu 18-04-2022 13:12Klient: Sy...0],data zakupu 07-04-2022 11:23Klient: Jo...ka,data zakupu 27-02-2022 20:22Klient: KA...AK,data zakupu 22-02-2022 12:02Klient: Kr...ki,data zakupu 02-06-2021 22:52Klient: ...,data zakupu 23-12-2020 17:24Klient: Ka...ka,data zakupu 22-12-2020 00:32Pozostałe produkty z kategorii W ubiegłym tygodniu pisałem na blogu o pierwszym odcinku serii TVN „Kuchenne Rewolucje”. Nie przypuszczałem wówczas, że po tygodniu napiszę o tej serii ponownie, a to za sprawą gdańskiej restauracji Panorama, której poświęcono drugi odcinek. Zapragnąłem osobiście sprawdzić, czy Magda Gessler ma w sobie dość mocy, aby wpłynąć na masowego odbiorcę i zagonić go do zrewitalizowanej przez siebie restauracji. Słowem, postanowiłem zbadać, czy istnieje zjawisko, które można by nazwać „efektem Magdy Gessler”. Przypomnijmy, że po pierwszym odcinku „Kulinarnych Rewolucji” przez kulinarne fora internetowe przetoczyła się burza negatywnych opinii o programie. Stetryczałe panie od miotły i rondla na co dzień a egzaltowane forumowiczki od święta kwestionowały postać prowadzącej: że źle wygląda, jest niemedialna, nie ma osiągnięć, umiejętności ani kompetencji. Z kolei kuchenne higienistki, które bez gumowych rękawiczek nie umieją przygotować sobie pokarmu, werbalnie wymiotowały na samą myśl o tym, jak Magda Gessler dotyka jedzenia rękoma uzbrojonymi w pierścionki i bransoletki. Przestrzegały przed niebezpieczeństwem zetknięcia się z włosem, który niechybnie znajdzie się w potrawie, skoro pochyla się nad nią nad wyraz swobodna fryzura prowadzącej. Do restauracji Panorama wybrałem się w niedzielę, w następny dzień po emisji odcinka, około godziny 14, zatem nieco po otwarciu. Zastanawiałem się, czy zastanę pustki na sali, czy może będzie tłok? Czy jest nowe menu? A jeśli tak, czy zmiana wyszła na dobre? Wszak odcinek kręcono jakiś czas temu, właściciele lokalu mogli wrócić do starych przyzwyczajeń. Lokal mieści się na ostatnim piętrze zieleniaka, a z jego okien rozciąga się wspaniała panorama na stary Gdańsk, stąd pewnie i nazwa. Żeby dotrzeć do restauracji, należy wejść do biurowca i skorzystać z windy. Przed wejściem natknąłem się na spory tłum palących. Czy to pracownicy mieszczących się w budynku biur? A może studenci tutejszej uczelni? A może… No, zobaczymy. Po wejściu do hallu biurowca uwagę od razu zwraca reklama z motywem statku, dokładnie takim samym, który zapamiętałem z programu. Wizerunek wielkiego niebieskiego kadłuba rozmieszczono na jednej ze ścian restauracji, konkretyzując klimat lokalu i nieco go rozświetlając. Reklama głosiła, że restauracja ma nowe menu i portową atmosferę. No, zobaczymy. W drodze na szesnaste piętro towarzyszyło mi kilka osób, w tym mężczyzna, który taszczył dwie pełne siatki główek sałaty. Czyżby to pracownik restauracji? Jeśli zabrakłoby im sałaty, to oznaczać mogło tylko jedno: że będzie tłok. Po wyjściu z windy wszystko było już jasne. Przed wejściem do restauracji kłębił się spory tłum zainteresowanych. Okazało się, że na sali mogącej pomieścić kilkadziesiąt osób nie ma wolnych stolików. Wytrwałym pozostawało zatem oczekiwanie. Lokal pewnie jeszcze nigdy nie przeżywał takiego oblężenia. Niemal wszystkie krzesła przy stolikach były zajęte, tłum kłębił się wszędzie, przy barze ustawiła się gigantyczna kolejka, pod wejściem pojawiały się kolejne fale potencjalnych gości, z których część decydowała się czekać na korytarzu, zaś inny stwierdzali, że wpadną tu przy następnej okazji. Miałem wrażenie, że oto stoję w drzwiach lokalu, który nagle staje się kultowy. Mimo szaleńczego tempa i niespotykanego zainteresowania gości obsługa uwijała się sprawnie i z uśmiechem. Chyba zadziałały wskazówki Magdy Gessler o właściwej organizacji pracy i opanowywaniu stresu. Menu faktycznie gruntownie przebudowano, a właściwie napisano je od nowa. Przebojem nowej karty stała się flądra z patelni, dokładnie tak, jak ustalono w programie. Pozostałe pozycje wydają się harmonijnie komponować ze stylistyką lokalu. Karta jest przemyślana, dania urozmaicone i niedrogie. Wnętrze przemodelowano, z parapetów zniknęły sztuczne rośliny, a ze ścian obrazki egipskich faraonów. Pojawiły się świeże kwiaty, lornetki dla zainteresowanych podziwianiem widoków, a na jednej ze ścian lokalu umieszczono wielkie zdjęcie dokującego w porcie statku. Co prawda nic nie udało mi się tego dnia zjeść, ale bez wątpienia wrócę tu za jakiś czas, gdy emocje już opadną i da się znaleźć wolny stolik. Towarzyszące mi w podróży na parter cztery miłe klientki restauracji, które właśnie z niej wyszły, zapewniły mnie, że są najedzone, a potrawy były naprawdę smaczne. Efekt Magdy Gessler istnieje i działa.

garnki magdy gessler opinie